W latach 70-tych Płock całej Polsce kojarzył się produkowanymi w tamtejszej Fabryce Maszyn Żniwnych kombajnami rolniczymi Bizon. Głównym konstruktorem w płockiej fabryce był wówczas Inżynier Bolesław Rostowski, który urodził się w 1921 r. w Krośnie jako syn oficera przedwojennego Wojska Polskiego.
W maju 1939 r. zdał maturę w Bydgoszczy - szykował się do Oficerskiej Szkoły Lotnictwa. Jednak plany związane z lataniem przerwał wybuch II Wojny Światowej.
Dzień przed jej rozpoczęciem dostał przydział do batalionu maturzystów, który został skierowany na północno-wschodnie rubieże Polski, by na granicy polsko-sowieckiej budować fortyfikacje.
Tam zastał go 1 września. Po wkroczeniu Armii Czerwonej batalion wycofał się na Polesie. - Jakże piękne było Polesie! - wspominał. - Nietknięte cywilizacją, dzikie, zielone. Nigdy nie zapomnę, jak cudnie w nocy świeciły próchna. Szumiał las olchowy, a drewno wpadało do wody i dzięki fosforowi świeciło. Żeby się nie zgubić, wtykaliśmy sobie próchna za kołnierz i szliśmy gęsiego. Mostki z rąbanego drewna ułożone przez Poleszuków uginały się pod ciężarem naszej kolumny, huśtały nad bagnami.
Podczas okupacji podjął prace na kolei w Sanoku, był też zaangażowany w konspirację - przekazywał informacje na temat fortyfikacji, umocnień na brzegu Sanu, na którym biegła linia demarkacyjna, a także te dotyczące przyjazdów i odjazdów pociągów okupanta, liczby wagonów, obstawy itd.
Po wojnie przeniósł się do Wrocławia gdzie rozpoczął studia na kierunku budowa maszyn na Politechnice Wrocławskiej. Studentów z pierwszego powojennego rocznika kształcili profesorowie ze Lwowa. Nie miał żadnych ubrań, więc na wykłady chodził w mundurze.
Po studiach pracował we wrocławskiej fabryce uzbrojenia, która produkowała zapalniki artyleryjskie do bomb lotniczych.
Tam zaczęły się donosy na niego na UB. Ale władza ludowa potrzebowała inżynierów, więc skończyło się na śledztwach, szykanach i prześladowaniach.
Jak powstał Bizon?
Na początku lat 50. uciekł z Wrocławia do Jawora, a stamtąd do Płocka gdzie rozpoczął pracę w powstałej w 1948 roku Fabryce Maszyn Żniwnych. Produkowano tam pierwsze w Polsce żniwiarki konne, a od 1954 r. rozpoczęła się produkcja wzorowanych na radzieckich kombajnów zbierających zboże - przede wszystkim Vistuli.
Gdy pod koniec lat 60. malało zainteresowanie płockimi kombajnami, a istnienie FMŻ stanęło pod znakiem zapytania, Bolesław Rostowski, główny konstruktor pracowni, wraz z zespołem inżynierów stworzyli na przekór tym planom legendarnego Bizona.
- Szukaliśmy nazwy, która odzwierciedlałaby siłę, potęgę i wydajność tej olbrzymiej maszyny, więc wymyśliliśmy Bizona, bo to jeden z największych ssaków – opowiadał.
Bizon w tamtych czasach robił ogrmone wrażenie zaawansowanymi rozwiązaniami technicznymi. Miał m.in. hydrauliczne wspomaganie układu kierowniczego, a wtedy to była rzadkość, centralne sterowanie hydrauliczne układami napędów i regulacji bez potrzeby opuszczania stanowiska kierowniczego i przeregulowywania parametrów za pomocą kluczy i młotka. Ziarno było czystsze (powyżej 98,5%), a straty w zbiorach - mniejsze. W testach z udziałem maszyn rolniczych z ZSRR i NRD to Bizon bił pozostałe kombajny na głowę.
W 1971 roku rozpoczęto seryjną produkcję kombajnu. Tysięczny egzemplarz wyprodukowano na święto 1 maja 1972 r. W kolejnych latach z płockiej fabryki na polskie pola wyjechały tysiące modeli maszyny.
Bizona był pokazywany również poza granicami PRL-u. M.in. na wystawach m.in. w Danii, NRD, Związku Radzieckim i na Węgrzech. Polski kombajn sprawdzał się też w dalekich Indiach i Brazylii. Kolejnych lata to konstruowanie kolejnych modeli Bizona, wydajniejszych, nowocześniejszych, bardziej dopracowanych.
Choć dziś nie ma już Fabryki Maszyn Żniwnych, to dzieło Bolesława Rostowskiego jest nadal bardzo popularnym kombajnem i zapewne jeszcze wiele lat będzie można oglądać „Bizonki” na polskich polach podczas żniw. Kombajny z rodziny Bizonów wciąż dzielnie pracują na roli, zbierając plony.
Bolesław Rostowski jeszcze na kilka tygodni przed śmiercią bez trudu rozpoznał na maleńkim zdjęciu w komórce Bizona-Super, chyba najpopularniejszej maszyny FMŻ.
Był inżynierem z krwi i kości. Zasadniczym i twardym. Pasjonował się techniką i lotnictwem (latał szybowcem) i uwielbiał fotografię. Namiętnie grał w szachy, a wcześniej - w brydża.
Mimo nacisków nigdy nie zapisał się do partii i nie przestał chodzić do kościoła. Na emeryturze uczył w Zespole Szkół Technicznych, czyli „Siedemdziesiątce”.
(rpf) pp / źródło: Portal Płock
Zaloguj się lub załóż konto, Twoja nazwa zostanie automatycznie przypisana do komentarza.
klasyk sam w sobie
lepszy był jego odpowiednik od zetora ale da się jeszcze nim pracować
@maniek dobry sprzęt przy niskim budżecie